„Tetrus”, Kazimierz Szymeczko, seria „Plus, minus 16”, wydawnictwo Literatura, 439 stron, 15,5x21x3,8 cm, twarda oprawa
Mogę szczerze powiedzieć, że to jedna z najlepszych książek, jakie wyszły w tym roku. Nietypowa. Dobrze napisana. Szczera. Przerażająca i wciągająca. Opisująca najprostsze i podstawowe rzeczy. Po wypadku głównego bohatera spojrzałem na grubość książki i pomyślałem: Serio? Co jeszcze może się wydarzyć sparaliżowanemu nastolatkowi? O czym będzie tych kilkaset stron?!
Kalectwo jest tematem, którego autorzy książek młodzieżowych raczej unikają. Chronią swoich głównych bohaterów przed śmiercią, czy wózkiem inwalidzkim.
Oczywiście pojawiają się powieści dla nastolatków, w których niepełnosprawność, choroba, również śmiertelna, są tematami przewodnimi, jak w „Cud Chłopaku” i „Gwiazd Naszych Wina”. Na wózku jeździ również bohaterka polskiej powieści „Skrzynia władcy piorunów”.
Jednak chyba nigdzie chyba temat nie został poruszony tak dogłębnie jak w „Tetrusie”.
Powieść jest tym ciekawsza, że napisana przez polskiego autora na podstawie historii z naprawdę istniejącego ośrodka, Borowej Wsi.
Zanim opowiem o fabule, przyznam, że okładka na początku trochę mnie zaniepokoiła – bałem się, że autor doda w historii jakieś elementy fantasy, by „zrekompensować” głównemu bohaterowi niepełnosprawność. Okazało się jednak, że w praktyce jest wręcz przeciwnie – świat tetrusów, ludzi sparaliżowanych czterokończynowo jest oddany realistycznie i szczegółowo. Muszę nawet stwierdzić, że kalectwo odgrywa tu podstawową rolę. Jednocześnie znalazło się miejsce na zagadnienia filozoficzne, teologiczne, czy też nawet wątek romantyczny.
W pierwszym rozdziale główny bohater, Michał, rozgrywa mecz rugby na wózku, ale już w następnym cofamy się około półtora roku wstecz – do dnia wypadku. Okazuje się, że kiedy Michał wracał z rodziną z wyjazdu, w ich samochód uderzył rozpędzony tir. Wtedy właśnie wszystko się zmieniło – matka Michała doznała urazu psychicznego i trafiła do ośrodka dla osób z takimi problemami, tata stracił częściowo władzę w nogach i musiał skoncentrować się na walce o własne zdrowie. Największego pecha miał jednak sam Michał, którego obrażenia zaowocowały paraliżem czterokończynowym.
Nastolatek nie widzi sensu w dalszym życiu. Jest kaleką zależnym od innych. Nie ma oparcia w nieobecnych rodzicach. Nie ma perspektyw. Nie ma przyszłości. Kiedy o tym czytałem, trudno mi było spierać się z Michałem. Właściwie sam zupełnie nie miałem pojęcia jak niby miałoby wyglądać jego życie. Zwłaszcza przerażające było to, że nie było przy nim bliskich. Jedynie wujek, który przyjechał z zagranicy i musiał tam wrócić. Brak rodziców w takiej sytuacji wydał mi się już zupełnym koszmarem. Michał jednak przeżył pobyt w szpitalu i dostał się do ośrodka dla niepełnosprawnych w Borowej Wsi, gdzie zaczął się dla niego nowy etap życia.
Książka jest dobra dla nastolatków, ale spodoba się też dorosłym, poważne wątki mieszają się z życiem codziennym osób z ośrodka, które obfituje nie tylko w walkę ze swoim kalectwem, ale też żarty, dowcipy i naginanie zasad.
Mnie książka postawiła na nogi. Dosłownie. Kiedy czytałem o tym co może spotkać w życiu chłopaka podobnego do mnie, pomyślałem, o tym jak dobrze był w pełni sprawnym. Jak dobrze jest móc ruszać się, chodzić, być całkowicie niezależnym. A z drugiej strony – że po każdej zmianie, nawet dramatycznej, coś nas czeka. Coś nowego.
Polecam.
Ciekawe, zapewne sięgnę mimo, że nie przepadam za takimi książkami bo jestem nader wrażliwa. 🙂
Co ciekawe tego typu powieści zmuszają do głębokiej refleksji, ale zauważyłam, że większość ludzi zapomina o nich po jakimś czasie. Tak samo było u mnie z „Baśniarzem”. Naprawdę mocna książka, która wzbudziła we mnie silne emocje, które po paru miesiącach ulotniły się… . Ale następnym razem postaram się nie zapomnieć. 🙂
Jak zwykle – świetna recenzje 😉 Czekam na więcej.
Pozdrawiam, Ola. 🙂
Witam, dowiedziałam się o blogu przypadkiem, a teraz siedzę w nim już parę długich chwil i nie mogę się napatrzyć, nacieszyć, naczytać 🙂
To wspaniałe,że czytasz, że tak dużo czytasz, ze piszesz o tym, mało tego- piszesz niesamowicie ciekawie. Gratulacje!
Pracuje w bibliotece i często mam problem z wybieraniem do kupna książek dla młodzieży, choć pracuje mi się z nimi super. Wiadomo kasy mało, więc trzeba dobrze się nagłowić, aby za parę groszy kupić takie książki, aby młodzi chcieli czytać i byli zadowoleni. Na Twoim blogu znalazłam to czego mi potrzeba – informacja z najlepszej „ręki”, co dobre i co kupować. „Tetrusa” kupię na pewno i sama go też przeczytam (zresztą też uwielbiam czytać, od zawsze to robię, na koncie mam tysiące, bądź tony ;)) przeczytanych książek) . Wspominane przez Ciebie „Gwiazd naszych wina” też czytałam – rzeczywiście temat elektryzujący, prawdziwy, i, co tu wiele mówić, ciekawy, wciągający.
Będę tu zaglądać często :))