„Niezwykłe przygody latającej myszy” Torben Kuhlmann, wydawnictwo Wilga, 84 strony, 22,5x29x1,4cm, twarda oprawa.
Nie sądzę, żeby ktoś jeszcze nie znał tej książki, ale jednak o niej napiszę, bo jest niezwykle narysowana. A miałem okazję stwierdzić to w ciekawym „eksperymencie”. Stało się tak, że przez pomyłkę dostałem do recenzji oryginalny egzemplarz po niemiecku.
Zdziwiłem się, niestety niemieckiego nie znam nawet w stopniu podstawowym, więc mogłem książkę tylko oglądać. Przez co obejrzałem ją bardzo dokładnie, od postarzanej okładki, po wszystkie najmniejsze detale ilustracji. W pewnej chwili zupełnie zapomniałem, że nie czytam, bo w mojej głowie powstała cała historia. Dopiero po pewnym czasie książkę odesłałem i dostałem egzemplarz po polsku. Prawdziwa historia okazała się całkiem podobna do tej wymyślonej, bez informacji merytorycznych oczywiście. Mam teraz wrażenie, że jak się nie czyta książki, a tylko ogląda ilustracje, to się je lepiej widzi.
Historia opowiada o pewnej myszy, która mieszka w Hamburgu i wiedzie zwykłe życie, a jej pasją jest czytanie książek. Ludzkich książek oczywiście, które znajduje w bibliotece. Pewnego dnia mysz wraca do kamienicy, gdzie okazuje się, że nie ma ani rodziny, ani innych myszy. Żeby ich odnaleźć musi… pokonać ocean. A nie jest to wykonalna podróż dla małej myszy. Tak zaczyna się przygoda pełna wielkich wyzwań i niezwykłych wynalazków. Od razu powiem, że choć opowieść ma rozmach, to samego tekstu jest dość niewiele, ale nie zauważa się tego oglądając ilustracje.
Jeśli chodzi o kolorystykę to przypomina mi jeden z najlepszych komiksów jakie widziałem, czyli „Przybysza”. Styl okładki, to jest zupełnie taki sam. Rewelacja. Ilustracje są dopracowane, niezwykłe, bardzo dynamiczne. Kojarzą mi się z gabinetem osiemnastowiecznego podróżnika – to mój ulubiony klimat.
Na końcu znajdzie też kilka informacji o historii lotnictwa.
Witaj 🙂 Dla niespełna 4-latka będzie zbyt skomplikowana/długa/trudna?