„Krasnale i olbrzymy” Joanna Papuzińska, ilustracje Maciej Szymanowicz, wydawnictwo Literatura, 21,5×21,5×0,7cm, 35 stron, twarda oprawa.
„Jak cię kopnę, jak cię palnę, to polecisz na Krochmalnę” podłapała Klara z książki i recytowała wiele, wiele razy, a na koniec zaczęła podśpiewywać. To powiedzonko warszawskich robotników zapamiętała z dzieciństwa autorka wspomnień.
Książka jest o dzieciństwie samej pisarki, tu małej dziewczyny – Joasi. Opowiada o latach powojennych w Warszawie, kiedy jeździły tam głównie… konie z furmankami. Jest to trochę historia odbudowy miasta, nowego rozplanowania ulic i nowego porządku, czyli tajemniczej i niebezpiecznej „Władzy ludowej”. Ale też o zabawach i wygłupach dzieci (stąd na przykład ta wyliczanka).
W książce bardzo dobrze jest pokazane jak bohaterka, czyli dziecko, wyobraża sobie potwory ze swojej rzeczywistości. Na przykład „front” był wściekłym olbrzymem, który wszystko na swojej drodze niszczył. I wtedy można było powiedzieć „Front tędy przeszedł”. Za to „władza ludowa” była „wielką, okropną babą”, bardzo silną i potężną. Bardzo mi się ten pomysł podoba. Czuje się, że jest to historia napisana naprawdę z życia, a jednocześnie z dziecięcej wyobraźni. To robi wrażenie.
Książkę czytała Klarze Mama, jak jechaliśmy w samochodzie na weekend. Klara bardzo się zainteresowała historią Joasi, a Mama strasznie się ucieszyła, bo ona w trochę innych czasach, ale tak samo jak pisarka, chodziła po szkole z dwiema przyjaciółkami na… kiszone ogórki, albo wielkiego, czerwonego lizaka.
Dopiero po czytaniu, dziewczyny dały mi książkę do obejrzenia. Bardzo, bardzo dobre ilustracje. Są oczywiście ładnie narysowane i pokolorowane, ale przede wszystkim spodobały mi się pomysły, choćby okładkowy, albo ze złym snem, czy „rybeńką” w sklepie.
Ciekawa i pięknie narysowana książka. Polecam.