„Przygoda z małpką” Stefania Szuchowa, ilustracje Janina Krzemińska, wydawnictwo Muza, Muzeum Książki Dziecięcej, 32 strony, 19×25,5cm, twarda oprawa.
To, że książka została napisana i zilustrowana ponad pół wieku temu widać głównie po rysunkach. Naprawdę różnią się od dzisiejszych z powodu ubrań bohaterów, otoczenia, sposobu rysowania. Widziałem teraz sporo książek, które są stylizowane na ten rodzaj rysowana, ale jednak to nie to samo. Ilustracje w „Przygodzie…” są ładne, spokojne, uporządkowane, ciekawe i mają dobre kolory.
Treść jest aktualna. Mały chłopiec, czterolatek nazywany przez rodzinę Duduś, jedzie ze starszą siostrą i swoją pluszową małpką na wycieczkę. Bawią się dobrze, ale w drodze powrotnej jest tłok w pociągu, Dudusiowi myli się płaszcz za który trzymał siostrę i wysiada za jakąś obcą panią. Gubi się i zaczyna płakać. Wtedy okazuje się, że nie wie nawet jak naprawdę się nazywa, bo przedstawia się jedynie Duduś.
Po książce Klara natychmiast zaczęła ćwiczyć czy wie jak się nazywa i gdzie mieszka, więc opowieść musiała zrobić na niej wrażenie. Mnie trochę zdziwiło, że siostrze chłopca, która wprawdzie chodzi do szkoły, ale jednak nie wygląda na ilustracjach na wiele starszą, wolno było zabrać go na wycieczkę do lasu pod Warszawę, gdzie trzeba było jechać pociągiem. Ale inaczej nie byłoby tej przygody.
Książka jest naprawdę ładnie wydana. Polecam i „Przygodę z małpką” i wszystkie stare książki wydane w tej świetnej serii.
„Mnie trochę zdziwiło, że siostrze chłopca, która wprawdzie chodzi do szkoły, ale jednak nie wygląda na ilustracjach na wiele starszą, wolno było zabrać go na wycieczkę do lasu pod Warszawę, gdzie trzeba było jechać pociągiem. ”
Bo te 60 lat temu, dzieciaki w wieku szkoły podstawowej miały naprawdę więcej swobody niż teraz. Pierwszaki chodziły do i wracały ze szkoły same, w ciepłej połowie roku dzieci spędzały większość czasu na podwórkach w towarzystwie jedynie kolegów, a powierzenie opieki nad młodszym rodzeństwem dziesięciolatce było sprawą zupełnie normalną. To dopiero ostatnio tak się porobiło…
Zgadzam się w pełni, ja sama do zerówki chodziłam, gdzie musiałam pokonać 2 ulice i nie było to nic dziwnego, a nie minęło tak wiele czasu bo jedynie 24 lata. To że odprowadza się teraz dzieci do 3 czy 4 klasy podstawowej to wpływ czasów, w których żyjemy, większego zagrożenia, a może po prostu bardziej jesteśmy doinformowani? Nasze czasy niestety bardzo nas ograniczają, nie tylko dzieci ale i nas dorosłych.