Na półce w bibliotece Klary stoją wszystkie tytuły tej autorki „Opowiastki dla małych uszu”, „Historyjki dla małych uszu”, „O czym się nie śniło dorosłym”, „Ja chyba śnię”, „Kot kameleon” i najnowsza „Bartek, Lenka i sny”. Nie dość, że lubi je moja siostra, to jeszcze Tata uważa, że są to najlepsze tytuły do głośnego czytania dziecku. Zapraszam na rozmowę z pisarką JOANNĄ WACHOWIAK, którą pomogła mi przeprowadzić moja siostra Klara (lat 6).
KLARA: Czy Bartek i Lenka są wymyśleni, czy istnieją naprawdę?
Nie wzorowałam Bartka na prawdziwej postaci, wymyśliłam go. Jednak już po tym, jak książki o jego przygodach były napisane i wydane, zobaczyłam chłopca, który wygląda tak, jak gdyby Bartek wyskoczył z ilustracji. I na dodatek, według słów mamy tego chłopca, ma niezwykle bujną wyobraźnię, w tym też więc tego bohatera przypomina. Opisując zachowanie malutkiej Lenki sięgałam pamięcią do chwil, gdy moja córka była w jej wieku, ale to wszystko, co ma z nią wspólnego.
KLARA: Czy będzie część w której Lenka będzie większa i też pokaże swoje sny?
To ciekawy pomysł. Znajome dzieci niedawno pytały mnie o to, kiedy Bartek pójdzie do szkoły. Podpowiadały mi, co mogłoby śnić się uczniowi i to były zabawne pomysły, wspólnie się z nich śmialiśmy. Jeśli Bartek miałby pójść do szkoły, to i dla Lenki czas nie będzie stał w miejscu. Fantazją na pewno dorównałaby bratu, tylko pewnie nieco inaczej patrzyłaby na świat.
KLARA: Skąd ma Pani pomysły na takie przygody?
Na jednym ze spotkań autorskich rozmawiałam z dziećmi o tym, skąd biorą się pomysły. Jeden z chłopców wzruszył ramionami: jak to skąd, z głowy! I właściwie nie ma lepszej odpowiedzi na to pytanie. Po prostu różne rzeczy, które mi się przydarzają, różne myśli, własne wspomnienia, cudze historie, zasłyszane zdania – jakoś się w głowie łączą, przekształcają i coś z nich wyrasta. Na przykład w książce „Bartek, Lenka i sny” jest opowiadanie, w którym wszystko zaczyna się od tego, że tacie Bartka wciąż rozwiązują się sznurówki. W rzeczywistości to ja miałam taki problem z eleganckimi, ale niezbyt wygodnymi butami, które rzadko wkładałam. Sznurując je kolejny raz pomyślałam więc, że to już przesada i że wygląda to tak, jakby te buty robiły to specjalnie. A czego mogą chcieć buty, które rzadko wyciąga się z szafy? Tak zrodził się pomysł na opowiadanie, potem rozwinęłam go i dopracowałam. Wiele opowiadań miało początek w jakichś wydarzeniach z mojego prawdziwego życia.
ALEKSY: Skąd pomysł na serię z pogranicza jawy i snu? Czasami zdarza się, że w książkach wpleciony jest jakiś sen bohatera, ale tu sny stanowią połowę (albo więcej) każdej powieści.
W przypadku książek o Bartku od początku mój pomysł był taki, by napisać opowiadania fantastyczne dla dzieci. Równocześnie jednak miały także mówić o tym, co im bliskie, co ich dotyczy. Nie chciałam wprowadzać do realnego świata wytworów fantazji i wmawiać dzieciom, że na przykład krasnoludki istnieją i żyją wśród nas albo zwierzęta mówią ludzkim głosem. Chciałam żeby dzieci dobrze rozumiały, że pewne rzeczy są wymyślone. Stąd właśnie sny: one pozwalały bezkarnie wprowadzić treści fantastyczne. Skoro część akcji rozgrywa się we śnie, nie dziwi zamiana chłopca w kurę, dodatkowe ręce, które nagle wyrastają mamie, wizyta nieudolnej czarownicy, podróżowanie w czasie czy biegająca po domu pralka.
ALEKSY: Jak to się stało, że pisze Pani książki dla dzieci? Czy ma Pani w planach pisanie książek dla młodzieży?
Pisania dla młodzieży nie mam w planach, prędzej dla dorosłych odbiorców. Ale może nie powinnam się zastrzegać, pisać dla dzieci też przecież nie planowałam. To, że się za pisanie zabrałam, zawdzięczam córce. Kiedy była mała, prosiła mnie o wymyślanie dla niej różnych opowieści. Podobały się jej i domagała się ich więcej i więcej, a do mnie dotarło, że opowiadanie historii sprawia mi wielką satysfakcję. Jeśli więc kiedyś zdarzy mi się wymyślić historię, którą będzie można opowiedzieć właśnie młodzieży, to może taka książka powstanie.
ALEKSY: Którą, z napisanych przez siebie książek, lubi Pani najbardziej?
Emocjonalnie najbardziej związana jestem z Bartkiem. Jego przygodom poświęciłam trzy książki, zżyłam się z nim i chętnie do niego wracam. Poza tym konstrukcja tych opowiadań pozwala mi poszaleć sobie twórczo – w końcu we śnie możliwe jest wszystko. Ale mam też sentyment do „Opowiastek dla małych uszu”, mojej pierwszej książki, i do „Kota kameleona” – mówiąc żartem, żeby napisać tę książkę musiałam opanować mowę kociego ciała, podstawy sztuki iluzji i zielarstwa.
ALEKSY: Nad czym Pani teraz pracuje? Kiedy możemy spodziewać się kolejnego tytułu?
W tej chwili trwa przygotowywanie ilustracji do kolejnej książki. Widziałam próbne szkice, ogromnie mi się podobają, robią… kosmiczne wrażenie. Ten rok był dla mnie bardzo pracowity, ukończyłam dwie książki i miałam w planach odpoczynek. Szybko jednak te plany porzuciłam. Jak tu odpoczywać, kiedy w głowie siedzi następna historia?
Przeczytaliśmy dziś „Opowiastki dla małych uszu” – rewelacja! brawo!