„Sceny z życia smoków” Beata Krupska, ilustracje Zbigniew Larwa,wydawnictwo Pruszyński i S-ka, 64 strony, 20×24,5×1,1cm, oprawa twarda.
Jak to?! Nie ma dalszych części?? Piętnaście scen i już? To mnie zawsze dziwi: bardzo często zdarza się, że średnie książki mają kolejne części, zamieniają się w wielkie cykle, a książki doskonałe urywają się po pierwszym tomie.
Po tytule i ilustracji spodziewałem się czegoś całkiem innego. Jakiś opowiastek dla małych dzieci. Zaskoczyła mnie zarówno akcja jak i bohaterowie. To naprawdę jedni z ciekawszych bohaterów jakich spotkałem w dziecięcych książkach. Każdy wydaje mi się taki dopracowany, charakterystyczny i sympatyczny. Na początku spotykają się trzy smoki – Antoni, Wincenty Smok i Smok Zygmunta. W miarę opowiadania ta grupa się powiększa i pojawiają się w niej inne gatunki. Ale nawet te inne gatunki są bardzo smoko-pasujące: brzydka żaba, Krokodyl z gitarą i Chenia ostatnia ocalała po zagładzie dinozaurów.
Smoki jedzą zupę ogórkową z termosów, wpadają na różne pomysły, dużo rozmawiają i marzą o znalezieniu tylu smoków, żeby można było rozegrać mecz.
„Sceny…” Mama czytała Klarze w tygodniu, jak akurat zabrałem się za lekcje. Poszedłem do nich po coś i zostałem, bo miała czytać tylko 3 rozdziały, bo wcześniej już przeczytała Kla dwie książki z nowej serii „Przygody w raju” i chciała spać. I tak przeczytała trzy pierwsze sceny, potem jeszcze trzy, potem kolejne. Klara uparła się, że chce jeszcze, a okazało się, że nam też się podoba. I tak przeczytała wszystkie 15 scen.
Klara jest książką zachwycona, chociaż wydawało mi się, że wiele rzeczy jest dla starszych, nawet bym powiedział dorosłych czytelników, trochę tak, jak w Piracie Rabarbarze. Na przykład damsko-męskie żarty między smokami i żabą. Albo kobieca przyjaźń między żabą a Chenią.
Ilustracje są bardzo fajne. Zwłaszcza smocze termosy i Chenia są fajne. W ogóle mają swój charakterystyczny klimat i bardzo pasują do treści. Choć jak szukałem czy są kolejne części, to widziałem wcześniejszą okładkę z czarnymi smokami na tle zachodzącego słońca to tamta okładka też była dobra.
Bardzo polecam tą książkę ze względu na niezwykły humor i optymistyczną treść.
Książka mojego dzieciństwa 🙂 Uwielbiałam ją i w tym roku kupiłam synowi na święta, na pewno ją pokocha 🙂
„To mnie zawsze dziwi: bardzo często zdarza się, że średnie książki mają kolejne części, zamieniają się w wielkie cykle, a książki doskonałe urywają się po pierwszym tomie.”
Bo jak to mawiają Amerykanie (a mają w tym wzgledzie doświadczenie rodem z Hollywood): „Sequel’s not equal”, czyli że robiony „na siłę” ciąg dalszy rzadko dorównuje temu pierwszemu. Niektórzy autorzy zdając sobie z tego sprawę unikają pisania seriali, inni wiedzą kiedy skończyć, a niektórzy, niestety, wpadają w tę pułapkę, i seria dobrze po pierwszych tomach się zapowiadająca kończy się gniotami…