„Krowa Matylda jest chora” Alexander Steffensmeier, 23x31x0,8cm, 24 strony, Media Rodzina, twarda oprawa.
To książka obrazkowa dla małych dzieci, z bohaterką, która pierwszy raz pojawiła się w naszym domu, choć wyszły już chyba cztery części jej przygód. Pojawiła się i od razu bardzo spodobała się Klarze i Tacie. Też uważam, że jest bardzo dobra.
Historia jest prosta: krowa Matylda jest chora i kiedy domowe zabiegi nie pomagają, trzeba wezwać do niej weterynarza. Według diagnozy ma leżeć w łóżku i brać syrop na kaszel. Gospodyni o nią dba i nawet czyta jej książkę. Z dnia na dzień zdrowie krowy poprawia się. Nawet gra w puzzle. Rano w końcu czuje się zdrowa, ale pogoda jest tak nieprzyjemna, że Matylda postanawia udawać jeszcze przez jeden dzień chorą. Co dalej, przeczytacie sami.
Książka należy do tych, w których jedna opowieść toczy się w warstwie słownej, a druga w obrazkach. I tu właśnie ta druga jest niesłychanie wciągająca. Już kura jako samozwańcza lekarka jest zabawnym pomysłem. Kury w ogóle jako grupa dotrzymująca Matyldzie towarzystwa. I są jeszcze dziwne stworki i ich małe rzeczy. Mam wrażenie, że na ilustracjach dzieje się z pięć razy więcej niż w tekście.
Oczywiście nie da się uniknąć porównania do kultowej serii Pettsona i Findusa Svena Nordqqista, gdzie również są dziwne stworki i dużo, dużo szalonych kur. Ale mnie te podobieństwa wcale nie przeszkadzają. To są tak dobre książki, że znajdzie się miejsce dla jednej i drugiej serii.
Obrazki można oglądać bardzo długo i wymyślać do nich własne historie, albo chociaż komentować co się dzieje. Jest masa zabawnych gagów a same ilustracje są proste, ładne i wesołe.
Naprawdę bardzo polecam serię z Krową Matyldą. W naszej biblioteczce na pewno pojawią się też poprzednie części.
Czuję, że to książka nie dla mnie, ale muszę przyznać, że obrazki ładne.
Właściwie, to do przeczytania recenzji zachęciła mnie okładka.
Mam na imię Matylda, a czy jestem krową to już inna sprawa. Prędzej porównałabym siebie do osła, ale to opowieść na inną okazję.
Myślę, że książeczka dla „małych bachorków” idealna 😉
Pozdro!