„Złodziej kury. Historia bez słów” Beatrice Rodriguez, wydawnictwo Zakamarki, 26,5x16x0,9cm, twarda oprawa + wsuwane etui.
Nie wiem dlaczego ta książka tak mi się podoba. Może to wina bohaterów? Zwłaszcza zadziornego koguta? Może bardzo podłużnego formatu – nie można wybrać lepszego do książki o pościgu, bo jak się ją rozłoży, bo postacie naprawdę mają gdzie biec.
Książkę widziałem kilka lat temu w Berlinie, chyba była większa? Albo ja byłem mniejszy i mi się wydawała większa. Wydaje mi się też, że było więcej części, ale mogłem z czymś pomylić. Niestety nie kupiliśmy jej wtedy, bo była przy wyjściu, a my już mieliśmy dużo książek. Dlatego bardzo fajnie, że została wydana w Polsce.
W całej historii naprawdę nie pojawia się ani jedno słowo (tak jak i na okładce). Wszystko zaczyna się pewnego, leniwego poranka, gdy przyjaciele, niedźwiedź i zając siadają do śniadania, ich kumpel kogut pieje sobie na dachu, a tu nagle jedna z kur zostaje porwana przez lisa. Niedźwiedź, zając i kogut ruszają w pościg. Lis ucieka przez las, biegnie aż do nocy, podczas której postanawia zrobić postój. Pościg też ustaje, ale rano biegną dalej przez góry i morza.
UWAGA SPOJLER! Pomysł z tym, że lis porywa kurę z miłości, i że się w sobie z wzajemnością zakochują (co dobija koguta), a nie zaprzyjaźniają strasznie mnie rozbawił, bo w książkach dla dzieci byłby raczej motyw, że lis był samotny i potrzebował przyjaciela, a nie dziewczyny.
Rysunki są świetne. Warto dobrze się im przyglądać, ja na przykład za pierwszym razem nie zauważyłem gdzie biwakują niedźwiedź, zając i kogut nocą.
Klarze książka bardzo się podoba, wprawdzie nie chciała sama opowiedzieć historii, wolała żeby rodzice się wygłupiali i przy dialogach zmieniali głosy, ale za to następnego dnia narysowała wielką, super historię o żółwiu, który pewnej nocy pojechał nad morze i poznał na plaży kraba. Mocna rzecz 😉 Ma chyba ze 30 stron. Jak Klara przyniosła ją z przedszkola, to Tata musiał zszyć książkę białą nicią, bo ta o złodzieju kur jest tak właśnie zszyta.
Bardzo polecam tę książkę. Jest naprawdę wyjątkowa.
Przyznam szczerze, że bardzo fajna publikacja. Byłem z synem ostatnio w kinie na baranku Shaun, dopiero po filmie go zapytałem czy mu się podobało i czy wszystko zrozumiał, powiedziała że tak, a jak zapytałem, czy skumał, że nikt tam nie porozumiewał się werbalnie, to wymiękł… ja też, bo zaczął mi opowiadać co oni wszyscy tam mówili… takie publikacje jak ta napawają podobną Twórczą sytuacją
Jak pierwszy raz zobaczyłem tytuł to nie ogarnąłem, że już gdzieś ją widziałem, ale to fakt nie w Polsce. Pozdrawiam