„Pięć Królestw Łupieżcy Niebios”, Brandon Mull, wydawnictwo Egmont, 440 stron, miękka okładka.
Powiem wprost – Brandon Mull zdołał stworzyć świat, który wciągnął mnie tak mocno, jak „Baśniobór”. Głównie przez miejsce akcji książki – główny bohater trafia do tajemniczego miejsca zwanego Obrzeżem. Schemat jest już dosyć popularny, zwykłe dziecko/nastolatek, w tym przypadku jedenastoletni Cole z dziewczyną która mu się podoba, Jenną, najlepszym przyjacielem, Daltonem i paroma kolegami dostają się do magicznego świata przypominającego raczej sen niż prawdziwe miejsce.
Niektórzy mieszkańcy Obrzeża mogą nawet kontrolować otoczenie myślami, posługując się tak zwanym formowaniem. Cole nie ma jednak czasu na podziwianie nowego świata. On i jego koledzy zostają złapani przez handlarzy niewolników, a wkrótce już sam Cole trafia do tak zwanych Łupieżców Niebios.
UWAGA SPOJLER (nie dotyczący fabuły, tylko uniwersum, ale wolę uprzedzić).
Nie chcę spoilerować, ale koniecznie muszę powiedzieć trochę o tej organizacji Łupieżców – kojarzy mi się z… grami komputerowymi. Jej siedziba znajduje się na Skraju – miejscu, gdzie kończy się Obrzeże, a w powietrzu latają zamki na chmurach. Każdy kto bierze udział w łupieniu ich i poszukiwaniu skarbów, czyli też Cole, może na początek wybrać sobie z zbrojowni magiczny artefakt, który ma mu pomagać w akcji. Każdy zamek może być kompletnie inny, a zdobyte przedmioty mogą pomóc w trakcie kolejnych misji.
To tylko mały wycinek fabuły, która nie sprowadza się jedynie do tego miejsca. Ale o tym co jeszcze powstało w niezmordowanej wyobraźni autora musicie przekonać się sami.
Książkę polecam zarówno nastolatkom i dorosłym lubiący fantasy. Przeczytałem dopiero pierwszy tom, ale już czuję, że będzie to świetna seria i wielu czytelników przesiedzi przy niej całe noce, choć mieli przeczytać tylko jeden rozdział.
Tak, Brandon Mull wraca tu do formy, którą znamy z „Baśnioboru”. A akcja i światy dookoła tak się zmieniają, że czytającemu zdarza się nawet pomyśleć „zaraz, zaraz, od czego właściwie to wszystko się zaczęło?”. Polecam!
Czeka w kolejce na półce i jeżeli faktycznie jest tak dobra jak Baśniobór to już nie mogę się doczekać! Chociaż nastolatką przestałam być dawno… 🙂