„Jak Krzyś i Bryś zdobywali halo” Katarzyna Matejek, Ewa Beniak-Haremska, 55 stron, 20,5x25x0,8cm, twarda oprawa.
To historia o małym chłopaku i jego psim przyjacielu. Krzyś uwielbia kiedy tata opowiada mu bajki, jednak jest smutny, że Bryś, czyli pies, nie może ich słuchać razem z nim. Marzy więc o komórce, dzięki której Bryś też mógłby poznawać opowieści leżąc w swojej budzie na dworze. Niestety jest to niemożliwe. Pewnego wieczoru tata przez przypadek nazywa księżyc „Halo” i Krzyś postanawia zdobyć to halo, żeby dzwonić do Brysia.
Nie bardzo wie jak to zrobić, ale podczas wizyty u fryzjera i dziwnej opowieści pewnej długowłosej dziewczynki, wpada na pomysł, że pierwszym krokiem do zdobycia halo jest zapuszczenie włosów. Dalej opowiadał nie będę, ale zdradzę, że Krzyś i Bryś zupełnie normalnie ze sobą rozmawiają. Co więcej Krzyś rozmawia też z innymi zwierzętami.
Akcja toczy się na wsi, co jest dość nietypowe w dzisiejszych książkach, że tata pracuje w polu, a dziecko musi „nakopać kartofli” na obiad.
Klara wysłuchała opowieści z dużym zainteresowaniem, tym bardziej, że sama chciałaby mieć komórkę. Książka bardzo podobała się też moim rodzicom. To ważne w przypadku książek dla małych dzieci, którym trzeba czytać, bo wtedy rodzice chętniej czytają. Mamie podobały się głównie ilustracje, a Tacie opowieść.
Ilustracje są rzeczywiście fajne. Moim zdaniem wyglądają trochę jak ze starych książek. Zwłaszcza ładna jest okładka ze względu na kolory i ciekawie rozwiązany tytuł. Do tego okładka jest tak jakby gumowana co zawsze bardzo ładnie wygląda.
Jestem zachwycona ilustracjami. Są przepiękne:) Kojarzą mi się z jedną z moich książek z dzieciństwa o łapaniu zajączka puszczanego lusterkiem, ale niestety było to tak dawno, że nie pamiętam tytułu.
Już wiem:) To Zajączek z rozbitego lusterka Heleny Bechlerowej:)